Lato w pełni a u mnie dziś deszcz i zimno , patrzę z nadzieją za okno bo jakby kawałek błękitnego nieba widać. Robótkuję mało bo znów kłopoty rodzinne mnie przerastają i nie jestem w stanie nawet się cieszyć najważniejszą chwilą w życiu mojego dziecka. Staram się jak mogę wszystko ogarnąć ale jest mi coraz trudniej udźwignąć problemy. Jestem z natury optymistką , staram się nie wyolbrzymiać problemów i jakoś je rozwiązywać a jednak z wiekiem mam coraz mniej sił na walkę z wiatrakami. Nie chcę już pomagać na siłę gdy druga strona wszystko traktuje jak zamach na swoją wolność lub pieniądze. Pewnie jest to skutkiem choroby ale mam wrażenie, że to właśnie ja cierpię najbardziej atakowana i oskarżana o całe zło świata. Boję się, że wkrótce się poddam depresji i sama będę potrzebować pomocy. Nie lubię pisać o sobie , nie chcę nikogo obarczać moim smutkiem. Z natury jestem skryta ale "czasem człowiek musi inaczej się udusi" jak brzmią słowa piosenki. Jeszcze walczę tylko jak długo starczy mi sił? Podobno mam silny charakter a jednak już raz straciłam kontakt ze światem , drugi raz mogę nie wrócić do żywych. Moje pokolenie jest wychowane w poczuciu obowiązku , muszę pomóc rodzicom, dzieciom, wnukom nawet kosztem siebie. Nie umiem tego zmienić a powinnam bo krzywdzę siebie. Muszę się nauczyć egoizmu bo chyba trzeba siebie pokochać i może wreszcie zacząć zaspakajać własne potrzeby a nie potrzeby innych którzy traktują moje uczynki jako coś im należnego za które nawet dziękuję nie trzeba powiedzieć.
Dość narzekania pewnie wkrótce usunę ten wpis bo dojdę do wniosku, że niepotrzebnie o tym napisałam.
Może więc pokażę Wam zdjęcie moich balkonowych kwiatków. To pięknie kwitnący niecierpek a ten kwiatuszek w koszyczku zrobiłam sama z krepiny. Stał sobie na słonecznym oknie i po wyblaknięciu wygląda jak żywy, prawda? Kwiaty poprawiają mi nastrój, chyba wybiorę się do różanego ogrodu od czegoś trzeba zacząć robienie sobie przyjemności.