Obserwatorzy.

czwartek, 29 października 2020

Nie będę bierna.

Pod moim poprzednim wpisem jest komentarz
"Nawet blogosfera sie od tego nie uchowa:( Szkoda:(
 
Zastanawiałam się długo czy powinnam zabrać głos na blogu czy  udawać, że to mnie nie dotyczy, że nie widzę protestów, że za stara jestem aby się wypowiadać na ten temat. Może powinnam pokazywać nowe robótki, cieszyć się życiem i milczeć.  Byłoby miło i przyjemnie. Ale życie to nie robótka którą można odłożyć albo spruć i zacząć od nowa. 

Nie będę bierna.  Nie zamierzam  nikogo agitować. Każdy musi sam sobie odpowiedzieć co jest dla niego dobre, moralne,  każdy powinien mieć możliwość podjęcia samodzielnej decyzji. 

Opiszę moją historię. Patologia ciąży wiele lat temu. Duża sala, jedne kobiety czekają na poród pełne obaw ,  inne krzyczą z bólu, kolejne czekają ze strachem  na badania. W sali jest młoda kobieta w początkowej fazie ciąży. To ciąża chciana, planowana. Dziewczyna nie wstaje z łóżka, ciąża jest patologiczna a ona  bardzo cierpi. Według aktualnych przepisów powinna tak cierpieć do końca ciąży a potem urodzić martwy płód. Ta kobieta ma 2 cudnych, małych dzieci. Dzieciaczki odwiedzają mamusię a ona nawet nie może wstać z łóżka, żeby je przytulić. Dzieci wdrapują się na łóżko, rozdzierająco płaczą, nie chcą wyjść,  błagają mamusiu wróć do domku. Matka płacze przez całe noce. Obserwuję to przez 10 dni. Potem rodzę zdrowego syna i szczęśliwa wracam do domu a ona zostaje. Nie wiem jaką decyzję ona podjęła, wtedy miała wybór teraz nikt by jej nie pytał, zostałaby maszyną do podtrzymywania życia bo zniekształcony płód nie mógłby żyć bez jej ciała. Jaki sens ma jej cierpienie, tragedia żyjących dzieci, rozpacz męża?  Ma donosić ciążę, urodzić w cierpieniu (drogi rodne kobiety nie są przystosowane do rodzenia zdeformowanych płodów ) istotę która  albo umarła w jej ciele albo umrze po przecięciu pępowiny  albo w ciągu kilku godzin po przyjściu na świat. Co z jej zdrowiem  również tym psychicznym?  Po co nam medycyna badania prenatalne, usg? Lekarz ma teraz oszukiwać kobietę aby nie wiedziała co ją czeka wtedy przeżyje szok dopiero po urodzeniu czy ma jej wszystko powiedzieć i skazać  na wielomiesięczne tortury?
 Nikogo nie obchodzi taka rodzina, kto ma zapewnić opiekę żyjącym dzieciom takiej kobiety, kto im zapewni środki do życia jeśli ojciec musi zostać z dziećmi. Łatwo wypowiadać  się za innych, łatwo osądzać. Kobiety muszą mieć wybór, wolną wolę bo inaczej stajemy się przedmiotami, zabawkami w rękach tych których nasza tragedia nic nie obchodzi  a którzy chętnie podejmują za nas decyzję. 






sobota, 17 października 2020

Moherowa chusta prawie gotowa

 Skończona, uprana właśnie się suszy moja chusta z  resztek kolorowych moherów.  Dziś tylko kawałek reszta jak już będzie sucha, zblokowana. Wtedy zrobię testy "gryzienia" , pokażę całość a dla chętnych dam namiary na ten wzór. Zapraszam na dalszy ciąg.🙋





środa, 14 października 2020

Mohery

 Jestem już starszą panią ale berety z moheru to nie jest moje ulubione nakrycie głowy. Mohery -włóczki jednak mam w swoich zbiorach. Kłębuszki mniejsze i większe, kolory różne. Coś z nich postanowiłam zrobić i tym czymś jest kolorowa chusta do ciemnego jesiennego płaszcza.








Znalazłam fajny wzór szydełkowej chusty. Takiej innej niż tradycyjna i postanowiłam właśnie na nią zużyć kolorowe mohery. Jak chusta nie będzie ładna to trudno jakoś przeboleję stratę starych moherków, bo nie zamierzam  zabierać się za prucie nawet jeśli nie będzie to to co chciałabym nosić. Kto pruł moher wie o czym mówię.

Na dziś mam tyle co na zdjęciu. Kto będzie ciekawy co mi wyszło zapraszam  do zaglądania na blog.






PS.
Odpowiadając na pytanie czy moher "gryzie" przyznaję , że oczywiście tak. To prawdziwy stary moherek 36% moher, 24% wełny, 40% anilana. Kto jest bardzo wrażliwy, uczulony na wełnę to raczej nie jest to włóczka dla niego. Ja też zamierzam nosić chustę na płaszczu. Prawdziwa wełna bez dodatków zawsze trochę podgryza ale podobno  dzięki temu jest nam w niej cieplutko bo powoduje lepsze ukrwienie skóry. Zobaczymy jak będzie się nosić jeśli będzie miała za długie "zęby" będzie mi służyć do okrycia nóg  w zimowe  wieczory 

piątek, 9 października 2020

Słuchając Lema

 

Jestem fanką literatury Stanisława Lema. Teraz korzystając z dobrodziejstw techniki zamiast czytać mogę słuchać jego powieści. To nic , że już je kiedyś czytałam teraz znajduję w nich zupełnie inne treści.

Przy słuchaniu książek mogę sobie pozwolić na drobne robótki. Nic skomplikowanego bo inaczej albo tracę wątek słuchanej książki albo mylę wzory robótek. Kończąc dziś słuchanie "Niezwyciężonego"   pocięłam stary wełniany sweter. Miał iść w całości do kosza ale odcięłam rękawy, odcięłam  dół swetra a z tego co zostało zrobiłam kwiatki.  Nie są mi potrzebne ale może kiedyś do czegoś je wykorzystam. Co do rękawów i reszty to jeszcze nic nie wymyśliłam ale postanowiłam, że albo coś z nich zrobię  w ciągu tygodnia albo jednak wyrzucę. Nie da się chomikować wszystkiego  chociaż  jest to kuszące.

Świeżutkie, jeszcze "ciepłe", jeszcze nieskończone,  wełniane różyczki. Zdjęcia przy sztucznym świetle też nieszczególne ale powieść Lema  nieśmiertelna.




sobota, 3 października 2020

Ulubieniec rodziny.

 Kończą się ciepłe dni, kończy sie czas spędzony na  łonie natury. W tym roku ze względu na pandemię  dużo czasu spędzałam po za  miastem, w miejscu gdzie nie ma dużo ludzi, nie ma sklepów, rozrywek nawet dostęp do sieci telefonii komórkowej i  internetu jest ograniczony. Nie zglądałam więc na blog, nie odwiedzałam Waszych stron. Teraz mam zamiar nadrobić zaległości.

Robótkowo u mnie tak sobie. Coś tam leniwie dziergałam i postaram się to pokazywać co jakiś czas. Trudno się wraca do systematycznego pisania na blogu. Chyba się starzeję albo potrzebuję  motywacji. Muszę poszukać jakiś blogowych zabaw, wymian, wyzwań w których mogłabym wziąć udział. 

Na dobry początek sweterek dziergany wieki temu. Zanim go skończyłam przestał mi się podobać, nawet guziczków do niego nie przyszyłam, trafił do pudła a w czasie porządów został odłożony do sprucia. W ostaniej chwili zrobiło mi się szkoda mojej pracy i postanowiłam dać mu szansę. Przód swetra wyhaftowałam a właściwie  wydziergałam igłą. Wybrałam do haftu pieska bo jest bardzo podobny do naszego rodzinnego pieszczocha czyli Kapsla. Kapsel tak właśnie wyglądał gdy trafił do nas jako szczeniaczek ze schroniska . Teraz jest  już starym psem ale nadal ma  cudny uśmiechnięty pyszczek i piękne oczy którymi potrafi wyżebrać u nas co tylko chce. 

Może wizerunek naszego ulubieńca  przekona mnie do swetra.