Wesołych Świąt Bożego Narodzenia.
Ps.
Wracam po Nowym Roku do robótkowego świata.
Kocham kwiaty szczególnie dzikie. Takie co to rosną gdzie chcą, kwitną kiedy chcą. Uwielbiam górskie łąki pełne kwiatów, ziół i zapachów. Niestety mieszkam w dużym mieście i to bliżej morza niż gór. Wprawdzie miasto zakłada dzikie łąki na trawnikach ale czy łąka wzdłuż ruchliwej ulicy to to samo co prawdziwa? Dziergam więc sobie kwiatuszki na poprawę nastroju.
Mikroskopijne resztki jedwabiu i satyny zamienione w trawę w towarzystwie prawdziwej suszonej lawendy. Miłej niedzieli Wam życzę.
Stary moher podarowała mi koleżanka. Był z zapasów mamy czy babci. Zakurzony, trochę zapiaszczony, choć w oryginalnych motkach z metką. Czujnie go przewinęłam sprawdzając czy aby nie ma w nim niechcianych lokatorów. Na szczęście był wolny od moli choć w trakcie zwijania wysypało się z niego mnóstwo kurzu i moherowych włosków. Było go tylko 100 g, 250 m. To mieszanka moheru, wełny i akrylu. Moher jak moher tylko ten miał piękny turkusowy kolor. Nie chciałam powiększyć i tak już ogromnych zapasów włóczkowych więc moher trafił od razu na druty. Zaczęłam dziergać chustę strzałkę bo włóczki było trochę mało na coś większego.
W międzyczasie dziergałam dodatki komunijne. Rozglądam się za wzorami na komunijną pelerynkę. Pelerynki do komunii nie wydziergałam ale przy okazji szukania wzorów znalazłam pelerynkę - narzutkę dla osoby dorosłej. Spodobała mi się prostota wzoru, grube druty, ścieg francuski, zapięcie na guziki. W oryginale wyglądało to trochę inaczej, duży dekolt opadający na ramiona, długość do pasa, rozcięcia po bokach. Ja miałam tylko 100 g moheru i tyle musiało mi wystarczyć. Poprułam zaczętą chustę i powstała mała pelerynka, długość boku to 38 cm. Zapięcie na 4 guziki. Do letnich bluzek na chłodny wieczór będzie jak znalazł. Po rozpięciu można ją dowolnie zamotać na szyi a nawet opatulić głowę. Moher po praniu jeszcze zyskał na urodzie, kolor jest cudny inny w słońcu inny w cieniu, narzutka leciutka. Teraz czekam na ciepłe dni chyba, że postanowię nosić ją do płaszczyka.
Mała chusta powstała z małej resztki wełenki. Lubię chustki, szaliczki i mam ich dużo. No może mam ich za dużo ale podobno od przybytku głowa nie boli tylko szafy się kurczą.
Kiedy już sobie samej obiecam ani jednej chusty więcej nie zrobię dla siebie to zawsze mnie skusi jakaś wyjątkowa wełenka. Nie bardzo wiem co robić z małymi resztkami szlachetnych wełenek pozostałych po większych pracach. Chusty, chusteczki, szaliczki mnożą się więc jak króliczki na wiosnę. Mam ich tyle, że mogę dopasować chustę kolorystycznie do każdego stroju. A że szafa odrobinę się nie domyka to trudno.
Mała chusta z cieniowanej wełny ścieg gładki na dość grubych drutach 130x55 cm. Milusia jest, kolorowa więc już nie żałuję, że ją zrobiłam.
"Możesz zacząć wszystko od nowa przyroda robi tak każdej wiosny" takie motto znalazłam w środku lasu wyryte na zwalony drzewie. Piękne, mądre i tego się trzymajmy.
Jajko to symbol początku życia choć dalej nie wiadomo, czy pierwsze było jajko czy kura.
Zaraz minie rok mojego milczenia na blogu. Mimo wszystkich przeciwności losu chcę wrócić do blogowego świata bo gdzie mi będzie tak miło jak w Waszym towarzystwie.
Jest wiosna więc wracam z komunijnymi koronkami.
Mam nadzieję, że starczy mi samozaparcia i cierpliwości do regularnego pisania.