Po ilości miłych słów pod wpisami o skarpetkach widzę, że jest sporo fanów i fanek ręcznie dzierganych skarpetek. To miłe, że takie skarpetki sprawiają przyjemność i radość. Robienie skarpet na drutach z pewnością nie jest "opłacalne" bo jakby się nie spieszyć to skarpetek w godzinkę nie wydziergasz. Dziś w pobliskim sklepie sieciowym widziałam całkiem fajne skarpetki z włóczki 50% wełny/50% akrylu za niecałe 13 zł. Maszyny robią z pewnością równiej, szybciej niż my ale serca w robótki nie wkładają więc chyba nie są dla nas konkurencją.
Czemu dziś wspominam o maszynach? Otóż wyciągnęłam z zakamarków odziedziczoną po mamie maszynę dziewiarską "Kaszubka". To najprostsza z najprostszych maszyn. Właściwie robi tylko podstawowy ścieg tzw. pończoszniczy ale mimo, że ma 50 lat nadal działa. We wpisie Skarpetki pokazywałam skarpetki dziergane na cieniutkich drutach z wełny skarpetkowej. Dziergałam je strasznie długo i mimo, że miałam jeszcze jedną fajna wełenkę nie mogłam się zdecydować na kolejną tak pracochłonną robótkę. Przypomniałam sobie wtedy o starowince "Kaszubce" i zrobiłam skarpety na maszynie. Mimo, że włóczka cieniutka to zrobienie pary skarpet zajęło mi 1 dzień uwzględniając jeszcze chuchanie i dmuchanie na poczciwą starą maszynę. Oczywiście skarpetki mogłam zrobić na maszynie tylko "na płasko" , ale pięta jest wrobiona za pomocą skróconych rzędów ( okazało się to możliwe na tak prostej maszynie wystarczyło tylko przeczytać całkiem żółtą ze starości instrukcję obsługi). Skarpetki po zrobieniu zszyłam płaskim ściegiem , wykończyłam ręcznie robionym ściągaczem bo moja starowinka ściągacza robić nie potrafi. Skarpety nie są tak perfekcyjne jak te robione na okrągło na drutach ale zaoszczędziłam sporo czasu a i odświeżenie sobie wiedzy o obsłudze Kaszubki sprawiło mi sporo radości. Muszę pomyśleć o innych rzeczach które mogłabym wydziergać przy pomocy tej staruszki choć nie wszystkie włóczki chce ta maszyna dziergać, lubi gubić oczka a i robota na niej do lekkich nie należy bo potrzebna jest zwykła siła fizyczna. Nie ma to jednak jak zasiąść w fotelu z drutami w rękach słuchając fajnej muzyki.
O ile dobrze pamietam to sciagacz sie robilo spuszczajac oczka i pozniej przeciagajac je ponownie. Pracochlonne , ale jak sie nabierze wprawy ....Kaszubkę miala kiedys moja sasiadka . byłam dzieckiem , wiec jakis ....ho,ho temu.Skarpetki bardzo udane.
OdpowiedzUsuńRewelacyjne! Uwielbiam takie wzory!
OdpowiedzUsuńMoja Kaszubka miała specjalną dostawkę do robienia ściągaczy ;-)
OdpowiedzUsuńRewelacyjne skarpetki :-) Jeden dzień i gotowe :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Wspaniałe w takich skarpetach na pewno nogi nie zmarzną :) Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJa chyba nigdy nie zmierzę się z dzierganiem skarpet. Brak mi cierpliwości. Dlatego podziwiam wszystkich dziergających skarpetki:))
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:))
podziwiam,dla mnie to czarna magia
OdpowiedzUsuńCudne !
OdpowiedzUsuńSkarpetki bardzo mi się podobają,ale masz rację te ręcznie robione mają tą "duszę":)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo i proszę, stare wcale nie oznacza, że do kitu :). Śliczne skarpetki, bardzo podoba mi się wzorek :). Dziękuję za udział w moim candy i życzę powodzenia w losowaniu :))).
OdpowiedzUsuńbardzo ładne skarpetki i ta maszyna to musi być świetna sprawa:)
OdpowiedzUsuńVery nice!
OdpowiedzUsuńŚliczne skarpetki!
OdpowiedzUsuńCo do skarpetek dzianych na maszynie - sama niedawno odkryłam taką możliwość, na próbę zrobiłam samą piętę, ale jakoś całych skarpetek jeszcze nie. Hi,hi! Może na przyszłą zimę się zmobilizuję.
:) sKARPETKI! Chcę takie :)
OdpowiedzUsuńTakie skarpetki są nie zastąpione w zimowe wieczory :)
OdpowiedzUsuń