Obserwatorzy.

sobota, 22 września 2018

Maglownik Babci.

        Za oknem widać jesień. Czas wrócić do domku, do ciepłego kącika z włóczkami, szmatkami, szydełkami itp. niezbędnymi do życia rzeczami. Przez wakacje   dziergałam i szyłam  niewiele, bo to i gorąco było  i wyjazdów dużo a i zdrowie trochę musiałam podreperować. Postaram się  wrócić do bloga bo strasznie go zaniedbałam.

Dziś sentymentalne wspomnienia. 
       Jak się ma tyle lat co ja to się wie  co to jest maglownik. Młode pokolenie  nie kojarzy tego z   określenia więc wyjaśniam, że to spory kawałek płótna lnianego w który zawijało się długi  wałek z nawiniętą na niego pościelą, ręcznikami, ściereczkami, obrusami. Taki wałek trafiał do magla gdzie  to wszystko było "prasowane"  czyli  ściskane w prasie. Magiel to było kiedyś miejsce spotkań towarzyskich. Jako dziecko pamiętam  moje  wyprawy z Babcią do magla. Duże stoły na których kobiety  nawijały czyściutkie, wykrochmalone rzeczy. Zresztą  nawinięcie  wszystkiego tak aby zostało zmaglowane równiutko i bez zagnieceń to była sztuka.
      Babcia już dawno patrzy na mnie z przestworzy ale  po śmierci Mamy znalazłam w szafce  starannie złożone lniane płótno. Pewnie bym na nie nie zwróciła uwagi bo Mama zbierała różne szmatki gdyby nie jeden szczegół. Otóż płótno miało obszyte brzegi i wyhaftowane literki. Babcia lubiła haftować, szczególnie haft richelieu. Maglownik był  obszyty lamówką z  kolorowego materiału i miał haftowane inicjały Babci. Kiedyś nawet takie "zwykłe"  przedmioty były upiększane i jakoś nikomu nie przychodziło do głowy, że to zupełnie niepotrzebna strata czasu. Czasy były inne, kobiety były inne, moje obie Babcie nigdy nie pracowały zawodowo ale każda potrafiła szyć, haftować . Ich domy choć biedne były piękne.
Maglownik   zabrałam do swojego domu ale pomyślałam, że zamiast schować go  do szafy na pamiątkę  lepiej go jakoś wykorzystam bo płótno choć leciwe było w super stanie. Uszyłam  z niego pokrowce na deski do prasowania: dużą i małą taką co to można położyć na stół i przeprasować jakiś drobiazg. Na małej desce zostawiłam brzeg z lamówką Babci i jej haftem. Taka to już sentymentalna jestem,  z wiekiem coraz bardziej doceniam   drobiazgi.


5 komentarzy:

  1. Kurczę:))ja też pamiętam maglownie:))))na moim osiedlu do niedawna działała jedna z nich:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Brakuje mi mojego osiedlowego, już przeszło rok temu się zamknął. :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Aniu! Ja też pamiętam maglownice, W domu też miałam wszystko po wyszywane a serwetek do dziś mam pełno w domu - Pozdrawiam Serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Sa wspomnienia i Cuuudowna Pamiatka !!! :)) Pozdrawiam Cie Cieplutko Aniu :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja nie wiedziałam co to jest póki, nie przeczytałam Twojego postu. I cieszę się, że dowiedziałam się o tym tutaj. U mojej babci mało haftowanych rzeczy, u prababci też nie pamiętam nic haftowanego. A dziwne bo kobieciny obie całe życie na wsi spędziły.

    OdpowiedzUsuń

Miło mi, że mnie odwiedziłaś/łeś . Dziękuję za każdy komentarz.