Za oknem widać jesień. Czas wrócić do domku, do ciepłego kącika z
włóczkami, szmatkami, szydełkami itp. niezbędnymi do życia rzeczami.
Przez wakacje dziergałam i szyłam niewiele, bo to i gorąco było i wyjazdów
dużo a i zdrowie trochę musiałam podreperować. Postaram się wrócić do bloga bo strasznie go zaniedbałam.
Dziś sentymentalne wspomnienia.
Jak się ma tyle lat co ja to się wie co to jest maglownik. Młode pokolenie nie kojarzy tego z określenia więc wyjaśniam, że to spory kawałek płótna lnianego w który zawijało się długi wałek z nawiniętą na niego pościelą, ręcznikami, ściereczkami, obrusami. Taki wałek trafiał do magla gdzie to wszystko było "prasowane" czyli ściskane w prasie. Magiel to było kiedyś miejsce spotkań towarzyskich. Jako dziecko pamiętam moje wyprawy z Babcią do magla. Duże stoły na których kobiety nawijały czyściutkie, wykrochmalone rzeczy. Zresztą nawinięcie wszystkiego tak aby zostało zmaglowane równiutko i bez zagnieceń to była sztuka.
Babcia już dawno patrzy na mnie z przestworzy ale po śmierci Mamy znalazłam w szafce starannie złożone lniane płótno. Pewnie bym na nie nie zwróciła uwagi bo Mama zbierała różne szmatki gdyby nie jeden szczegół. Otóż płótno miało obszyte brzegi i wyhaftowane literki. Babcia lubiła haftować, szczególnie haft richelieu. Maglownik był obszyty lamówką z kolorowego materiału i miał haftowane inicjały Babci. Kiedyś nawet takie "zwykłe" przedmioty były upiększane i jakoś nikomu nie przychodziło do głowy, że to zupełnie niepotrzebna strata czasu. Czasy były inne, kobiety były inne, moje obie Babcie nigdy nie pracowały zawodowo ale każda potrafiła szyć, haftować . Ich domy choć biedne były piękne.
Maglownik zabrałam do swojego domu ale pomyślałam, że zamiast schować go do szafy na pamiątkę lepiej go jakoś wykorzystam bo płótno choć leciwe było w super stanie. Uszyłam z niego pokrowce na deski do prasowania: dużą i małą taką co to można położyć na stół i przeprasować jakiś drobiazg. Na małej desce zostawiłam brzeg z lamówką Babci i jej haftem. Taka to już sentymentalna jestem, z wiekiem coraz bardziej doceniam drobiazgi.
Kurczę:))ja też pamiętam maglownie:))))na moim osiedlu do niedawna działała jedna z nich:)))
OdpowiedzUsuńBrakuje mi mojego osiedlowego, już przeszło rok temu się zamknął. :(
OdpowiedzUsuńAniu! Ja też pamiętam maglownice, W domu też miałam wszystko po wyszywane a serwetek do dziś mam pełno w domu - Pozdrawiam Serdecznie
OdpowiedzUsuńSa wspomnienia i Cuuudowna Pamiatka !!! :)) Pozdrawiam Cie Cieplutko Aniu :)))
OdpowiedzUsuńJa nie wiedziałam co to jest póki, nie przeczytałam Twojego postu. I cieszę się, że dowiedziałam się o tym tutaj. U mojej babci mało haftowanych rzeczy, u prababci też nie pamiętam nic haftowanego. A dziwne bo kobieciny obie całe życie na wsi spędziły.
OdpowiedzUsuń