O szmatkach, szmateczkach i ścinkach zbieranych nie wiadomo po co pisałam już nie raz. Czasem jednak jestem zadowolona, że je mam. Gdy zapragnę w środku nocy zrobić sobie wiosenny bukiet to wszystko co jest mi potrzebne akurat zupełnie przypadkowo mam pod ręką. W czasie jednej bezsennej nocy powstał szmatkowy bukiecik. Wykorzystałam co miałam w koszu "nieostatecznym" czyli paski tiulu, koronki, siatki, papierową rolkę po taśmie klejącej, sznurek i kulę ze styropianu. Nie jest to nic odkrywczego ale efekt jest bardzo fajny choć mając do dyspozycji ścinki nie mogłam swobodnie decydować o doborze kolorów materiałów. Gdyby ktoś chciał wiedzieć jak to zrobić to wyjaśniam. Paski tkanin ( u mnie około 4 cm szer) składam na pół , sklejam klejem na gorąco, nacinam złożony brzeg nie przejmując się za nadto aby było równo i zwijam w "palemkę". Takie palemki przyklejam do styropianowej kuli, kulę przyklejam do rolki którą wcześniej okleiłam sznurkiem. Proste choć nie powiedziałabym, że do zrobienia w pół godziny. Jeśli używa się cieniutkich szmatek tak jak ja to trzeba ich trochę pozwijać. Jak widać postawiłam bukiecik na parapecie ale postał tam zaledwie dwa dni bo ku mojej radości powędrował już do innego domu. Może jednak rękodzieło nie jest do końca takie staromodne skoro bukiecik podoba się nie tylko "babciom" takim jak ja.
poniedziałek, 30 marca 2015
piątek, 27 marca 2015
Pantofelki
Widzę , że cukierkowe pantofelki spodobały się Wam bardziej niż księżniczce . To bardzo znany wzór i całkiem prosty do wykonania. Ktoś prosił mnie w komentarzu o wzór .W sieci pełno jest instrukcji jak je wykonać np. tu Pantofelki. Ja trochę zmodyfikowałam wzór bo jak pisałam wcześniej pantofelki prułam więc miałam okazję co nieco zmienić, żeby rozmiar był malusi. Księżniczka ma już kilka innych rzeczy wydzierganych specjalnie dla niej ale jakoś nie doczekały się zdjęć. Postaram się fotografować następne.
Ostatnio na FB przeczytałam gorzką dyskusję na temat ręcznie wydzierganych ubranek dla dzieci. Jedna z Pań opisała smutną historię jak to poprosiła krewną o podanie wymiarów dziecka. Krewna się ucieszyła, że dziecko dostanie prezent ale gdy usłyszała, że to ma być coś ręcznie wydzierganego oświadczyła, że to nie jest potrzebne bo teraz takich rzeczy się nie nosi, są nie modne, nie wygodne, obciachowe i śmieszne.
Muszę przyznać, że choć potrafię zrobić wiele rzeczy to często rezygnuję z ich wykonania bo obawiam się, że gdy je podaruję komuś z rodziny lub znajomych to będzie to uszczęśliwianie na siłę. Ja będę oczekiwała, że obdarowani będą te rzeczy używać a co jeśli one im się nie podobają ? Będzie mi szkoda pracy i zaangażowania bo w moje prace wkładam mnóstwo serca. Może mi nie uwierzycie ale do pantofelków zrobiłam kwiatuszki w trzech kolorach: białe, różowe i biało-różowe. Przymierzałam, dobierałam, żeby było jak najładniej ale co by było, gdyby mama księżniczki wolała zwykłe skarpetki bo uznałaby, że pantofelki są "babcine"? Na szczęście dla mnie księżniczka nosi wszystko co dla niej wydziergam i mam nadzieję, że nie tylko dla tego, żeby nie sprawić mi przykrości.
Córka lubi moje prace i ma ich dużo ale mówi mi wprost tego nie chcę,to nieładne, to "babcine", to nie modne, to nie w moim stylu, tego mam za dużo , to nie ten kolor lub wzór ale inni nie są tacy szczerzy i zawsze mam dylemat zrobić coś dla nich z rękodzieła, czy kupić w sklepie. Sama choć lubię rękodzieło to nie mam za dużo swoich prac w domu, nie lubię serwetek,obrusów, nie wieszam girland, dekoracje ograniczyłam do kilku przedmiotów, szydełkową poduszkę mam jedną, firankę szydełkową oddałam synowej, mój wnuczek woli samochody niż maskotki wydziergane przez babcię, jak zrobię sobie czapkę,szal czy chustę to noszę to potem latami, torebkę szydełkową mam jedną i chyba wolę zwykłe torebki z mnóstwem kieszonek niż szydełkowe cudo które wydziergałam, biżuterią się nie obwieszam , jakoś nie mam przekonania , że dziergane ubrania ( sukienki, spódnice) pasują do mnie choć ręcznie robionych swetrów mam kilkanaście.
Ostatnio sama otrzymałam prezent-rękodzieło, rzecz jest bardzo pracochłonna, starannie wykonana. Osoba która mi go podarowała chciała mi sprawić przyjemność, nie miałam sumienia powiedzieć, że nie przyjmę prezentu ale to rzecz kompletnie nie w moim stylu i szczerze mówiąc nie postawię jej u siebie w domu choć to przedmiot dekoracyjny. Mam szczęście bo osoba która mnie obdarowała nie bywa u mnie więc nie sprawię jej przykrości ( rzecz już oddałam w dobre ręce). Przy tej okazji pomyślałam sobie jednak, że z moim rękodziełem może być podobnie.
Muszę przyznać, że choć potrafię zrobić wiele rzeczy to często rezygnuję z ich wykonania bo obawiam się, że gdy je podaruję komuś z rodziny lub znajomych to będzie to uszczęśliwianie na siłę. Ja będę oczekiwała, że obdarowani będą te rzeczy używać a co jeśli one im się nie podobają ? Będzie mi szkoda pracy i zaangażowania bo w moje prace wkładam mnóstwo serca. Może mi nie uwierzycie ale do pantofelków zrobiłam kwiatuszki w trzech kolorach: białe, różowe i biało-różowe. Przymierzałam, dobierałam, żeby było jak najładniej ale co by było, gdyby mama księżniczki wolała zwykłe skarpetki bo uznałaby, że pantofelki są "babcine"? Na szczęście dla mnie księżniczka nosi wszystko co dla niej wydziergam i mam nadzieję, że nie tylko dla tego, żeby nie sprawić mi przykrości.
Córka lubi moje prace i ma ich dużo ale mówi mi wprost tego nie chcę,to nieładne, to "babcine", to nie modne, to nie w moim stylu, tego mam za dużo , to nie ten kolor lub wzór ale inni nie są tacy szczerzy i zawsze mam dylemat zrobić coś dla nich z rękodzieła, czy kupić w sklepie. Sama choć lubię rękodzieło to nie mam za dużo swoich prac w domu, nie lubię serwetek,obrusów, nie wieszam girland, dekoracje ograniczyłam do kilku przedmiotów, szydełkową poduszkę mam jedną, firankę szydełkową oddałam synowej, mój wnuczek woli samochody niż maskotki wydziergane przez babcię, jak zrobię sobie czapkę,szal czy chustę to noszę to potem latami, torebkę szydełkową mam jedną i chyba wolę zwykłe torebki z mnóstwem kieszonek niż szydełkowe cudo które wydziergałam, biżuterią się nie obwieszam , jakoś nie mam przekonania , że dziergane ubrania ( sukienki, spódnice) pasują do mnie choć ręcznie robionych swetrów mam kilkanaście.
Ostatnio sama otrzymałam prezent-rękodzieło, rzecz jest bardzo pracochłonna, starannie wykonana. Osoba która mi go podarowała chciała mi sprawić przyjemność, nie miałam sumienia powiedzieć, że nie przyjmę prezentu ale to rzecz kompletnie nie w moim stylu i szczerze mówiąc nie postawię jej u siebie w domu choć to przedmiot dekoracyjny. Mam szczęście bo osoba która mnie obdarowała nie bywa u mnie więc nie sprawię jej przykrości ( rzecz już oddałam w dobre ręce). Przy tej okazji pomyślałam sobie jednak, że z moim rękodziełem może być podobnie.
Takie ostatnio naszły mnie refleksje po przeczytaniu kilku wpisów na blogach o tym, że nie opłaca się sprzedawać rękodzieła bo nikt nie docenia ilości pracy w nie włożonej lepiej je komuś podarować. A Wy jak sądzicie czy czasem nie uszczęśliwiamy wszystkich wokół swoim pracami tylko dlatego aby mieć pretekst do robienia następnych rzeczy? Nie każdy musi kochać wszystko co ręcznie wykonane.
Może jednak lepiej sprzedać swoją pracę nawet za grosze ( tylko co z poczuciem, że jest się się wykorzystywanym jak dzieci w trzecim świecie) tym co chcą ją mieć niż rozdawać za darmo na prawo i lewo tym co owszem wezmą nie chcąc robić nam przykrości lub tylko dlatego, że jest za darmo ale potem po cichu wyrzucą. Można się jeszcze wymieniać pracami ale i to jest trudny temat bo nie zawsze to co otrzymujemy w zamian jest tym czego oczekiwaliśmy. Chyba nie mam dobrego pomysłu co zrobić ze swoimi pracami no bo przestać robić to chyba najgorsze rozwiązanie.
Może jednak lepiej sprzedać swoją pracę nawet za grosze ( tylko co z poczuciem, że jest się się wykorzystywanym jak dzieci w trzecim świecie) tym co chcą ją mieć niż rozdawać za darmo na prawo i lewo tym co owszem wezmą nie chcąc robić nam przykrości lub tylko dlatego, że jest za darmo ale potem po cichu wyrzucą. Można się jeszcze wymieniać pracami ale i to jest trudny temat bo nie zawsze to co otrzymujemy w zamian jest tym czego oczekiwaliśmy. Chyba nie mam dobrego pomysłu co zrobić ze swoimi pracami no bo przestać robić to chyba najgorsze rozwiązanie.
środa, 25 marca 2015
Pantofelki dla księżniczki
Jajeczka rozdane króliko-zajączki też czas wracać do spraw ważniejszych.
Niedawno pojawiła się u nas maleńka księżniczka. Przez jakiś czas była to głównie śpiąca księżniczka ale mijają dni jeden za drugim i jej wysokość już nie chce cały czas spać.Zaczął ją interesować świat i inni ludzie oprócz ukochanej mamusi. Skoro więc księżniczka zaczyna poznawać świat to musi mieć pantofelki. Zrobienie pantofelków wydawało mi się banalnie proste do czasu gdy zaczęłam je dziergać. Największym problemem okazał się ich rozmiar. Na długości 9 cm trzeba było zmieścić przód bucika , tył , otwór na nóżkę i kwiatuszek do ozdoby. Choć jestem doświadczoną dziewiarką prułam dwa razy zanim udało mi się zrobić odpowiednio mały pantofelek. Zależało mi jednak na tym aby pantofelek był na "już" a nie na przyszłość. Nasz mały "Kopciuszek" nie wykazał zainteresowania pantofelkami ale chyba wyszły dostatecznie cukierkowe.
Niedawno pojawiła się u nas maleńka księżniczka. Przez jakiś czas była to głównie śpiąca księżniczka ale mijają dni jeden za drugim i jej wysokość już nie chce cały czas spać.Zaczął ją interesować świat i inni ludzie oprócz ukochanej mamusi. Skoro więc księżniczka zaczyna poznawać świat to musi mieć pantofelki. Zrobienie pantofelków wydawało mi się banalnie proste do czasu gdy zaczęłam je dziergać. Największym problemem okazał się ich rozmiar. Na długości 9 cm trzeba było zmieścić przód bucika , tył , otwór na nóżkę i kwiatuszek do ozdoby. Choć jestem doświadczoną dziewiarką prułam dwa razy zanim udało mi się zrobić odpowiednio mały pantofelek. Zależało mi jednak na tym aby pantofelek był na "już" a nie na przyszłość. Nasz mały "Kopciuszek" nie wykazał zainteresowania pantofelkami ale chyba wyszły dostatecznie cukierkowe.
niedziela, 22 marca 2015
sobota, 21 marca 2015
piątek, 20 marca 2015
Jak w kurniku
Przed każdą Wielkanocą obiecuję sobie , żadnych jaj nie będzie i jak zwykle obietnice sobie a życie sobie. W tym roku postanowiłam więc się nie buntować i jaja przygotowałam wcześniej. Na szczęście teraz bez większego problemu można dostać styropianowe formy kupiłam więc ich kilka i ubrałam w szydełkowe ubranka. Jaja są spore 9-10 cm , ubranka są z bawełnianych nici ,do niektórych jaj przykleiłam koraliki a niektóre są tylko w ubrankach. Mam nadzieję, że się spodobają bo zamierzam je podarować. Dziś jajo białe.
niedziela, 15 marca 2015
Bransoletka dla leniwych
Można znaleźć w sieci setki różnych wzorów koralikowych , szydełkowych bransoletek. Misterne wzory wymagają jednak uważnego nawlekania koralików w określony sposób. Niektóre sekwencje wzorów są długie i skomplikowane ale bransoletki wychodzą cudne . Ja jestem jednak z natury leniwa a może po prostu lubię proste formy więc wykonałam już kolejną bransoletkę z jednokolorowych koralików a właściwie z koralików bez koloru bo przezroczystych. Nawlekanie idzie szybciutko zwłaszcza długą igłą , raz dwa i mamy nawleczoną paczuszkę koralików a potem to już tylko cieniutkie szydełko i proste dzierganie w kółeczko. Jedyną ozdobą tych bransoletek jest kolor nici użytych do dziergania, ja użyłam cieniowanego kordonku.
Oczywiście to nie ja wymyśliłam taką wersję bransoletek koralikowych i nie przypisuję sobie autorstwa pomysłu ale też nie zamierzam bawić się w detektywa i szukać kto był pierwszym pomysłodawcą. Zrobiłam takich bransoletek kilka , próbując wszystkie cieniowane kordonki jakie udało mi się znaleźć z moich zapasach. Niestety bransoletki nie doczekały się zdjęć i już ich nie mam. Została mi tylko ta z konikiem i różowo- biała z przezroczystych opalizujących koralików. No cóż szybko się robią to i szybko znikają. Za każdym razem słyszę to samo " o jaka ładna , takiej jeszcze nie mam". Pozostaje mi się cieszyć, że mam dla kogo je robić.
Podoba się Wam bransoletka dla "leniwych"?
sobota, 14 marca 2015
Podziękowania.
Tym razem dziękuję Damii za nagrody jakie otrzymałam w jej zabawie blogowe.Kalendarz robótkowy z naklejkami i serduszko ze skrzydełkami już zawiesiłam w swoim pokoju, bałwanka może uszyję na kolejne zimowe święta, bransoletka gumkowa już cieszy małą damę a reszta przydasi też znajdzie swoje zastosowanie. To już kolejny raz coś wygrywam, chyba los postanowił mnie pocieszyć w trudnym dla mnie okresie. Muszę sama zorganizować zabawę aby odwdzięczyć się losowi za ostatnie wygrane.
poniedziałek, 9 marca 2015
Mało twórczo ale użytecznie
Nie samymi przyjemnościami człowiek żyje. Czasem zamiast rękodziełem trzeba zająć się rzeczami przyziemnymi. Już kiedyś publikowałam wpis o Ratowaniu portek i ku mojemu zdziwieniu akurat ten wpis jest nadal odwiedzany i to dość często. Chyba więc jednak nie tylko ja zajmuje się tak prozaicznym zajęciem jak przedłużanie za krótkich spodni czy łatanie dziur w taki sposób , aby dało o się spodnie nadal użytkować bez wstydu. Jeśli więc Wasze pociechy lub wnuki za szybko rosną tzn. nie zdążą zmarnować spodni zanim z nich wyrosną to pokazuję jak ja sobie z tym radzę. Po pierwsze jeśli kupione spodnie są za długie to tylko je podkładam, nigdy nie ucinam zapasów. Przykładam są 2 pary spodni z poniższego zdjęcia w których wystarczyło teraz tylko odpruć podłożenie i spodnie są nadal odpowiednio długie. Oczywiście problemem są ślady podłożenia szczególnie widoczne na spodniach ze sztruksu bo niestety sztruks się wyciera. W spodniach sztruksowych zrobiłam wiec na powycieranych liniach podłożenia milimetrowe zakładki które maskują co potrzeba. W drugich odłożonych spodniach zamiast zakładek przeszyłam powycierane linie kontrastowymi nićmi korzystając z tego, że identyczny kolor nici znajduje się na szwach bocznych i ozdobnych napisach znajdujących się na spodenkach. Kto się nie zna pomyśli, że tak było od początku. Trzecie spodenki stały się za krótki bezpowrotnie i odłożenie zapasu niewiele dało. Do tych spodni doszyłam więc mankiet w dopasowanym kolorze. Oczywiście szmatka z jakieś bawełnianej bluzy leżała sobie grzecznie w moich zapasach i czekała na odpowiednią chwilę. Ma kolejnym zdjęciu widać 4 parę spodni uratowanych przed wyrzuceniem. Spodnie znanej firmy ,były na tyle solidne, że przetrwały noszenie aż do wyrośnięcia choć mała dziurka w nich się jednak "sama" zrobiła. Na dziurkę naszyłam małą aplikację z ptaszkiem w klatce a dół spodni przedłużyłam mankietami ze ściągacza z jakiegoś nieużywanego swetra. Na zdjęciach tego nie widać ale ściągacz też jest granatowy. Ślady po odłożeniu zamaskowałam przeszyciami bo nie chciały się rozprasować. Cztery pary spodni uratowane choć nie powiem , żeby było to moje ulubione zajęcie. Macie inne pomysły na przykrótki spodenki -podzielcie się patentami.
sobota, 7 marca 2015
Jajo.
Dziś obiecane jajo przydasiowe czyli ciąg dalszy zmniejszania zapasów. Jajo jest ze styropianu i było już trochę sfatygowane bo padło ofiarą moich eksperymentów. Próbowałam na nim kilka technik zdobienia łącznie z igłą do filcowania. W kilku miejscach miało wiec nawet małe ubytki i właściwie powinnam je wyrzucić. Zamiast tego pocięłam je jeszcze bardziej tylko teraz już w sposób zamierzony poupychałam szmatki, zakryłam koronką i powstało jajo jak nowe. Nawet mnie się spodobało choć perfekcyjne nie jest i co ważniejsze znalazłam już kogoś kto je przygarnie więc nie powiększy moich zapasów.
środa, 4 marca 2015
Pudełko po serkach topionych
Dziękuję Wam za komentarze pod moim poprzednim wpisem. To, że jest nas więcej niepoprawnych zbieraczy nie stłumiło moich wyrzutów sumienia spowodowanych narastającą ilością przechowywanych "skarbów" ale poprawiło mi humor. Miedzy jedną chmurą a drugą zrobiłam kilka zdjęć kolejnych prac zrobionych z przydasiowych rzeczy (zawsze to lepiej brzmi niż zrobione ze śmieciuszków). Tym razem to pudełko po serkach topionych i szmatki. Widziałam już pięknie zdobione pudełka ale najczęściej były oklejane papierami , kwiatkami z papieru i innymi ozdobami. Wyglądały jak dzieła sztuki. Moje jest skromniejsze bo to tylko dwa skrawki satyny , wycięty z innej szmatki kolorowych haft , zwykłe pudełko po trójkątnych serkach, trochę kleju i kawałek kartonu z pudełka po kaszy. Zabawa była fajna tylko przydasi za mało ubyło a i pudełko też nie wiadomo do czego mi potrzebne choć jak mówi przysłowie "jeść nie woła" i może kiedyś , komuś , do czegoś się przyda.
W następnym wpisie będzie przydasiowe jajo. Zapraszam.
A tu szmatki z których pudełko powstało .
poniedziałek, 2 marca 2015
Nie potrafię sprzatać.
Za oknem coraz jaśniej świeci słoneczko niedługo wiosna a jak wiosna to i wiosenne porządki. Ilość szmatek włóczek, sznureczków, koralików i jeszcze miliona innych rzeczy już dawno przerosła moje możliwości ich przechowywania. Nawet zakupienie pudełek nie rozwiązało tego problemu. Owszem wszystko jest posegregowane a nawet poukładane ale jest tego zbyt wiele. Co jakiś czas zabieram się więc za porządki w moich "skarbach". Tylko, że kończy się to zawsze w ten sam sposób czyli oglądam każdą rzecz z pięć razy, odkładam do wyrzucenia ale do tzw." kosza nieostatecznego" . A potem zamiast dalej sprzątać wyciągam te szmatki, resztki itp i siedzę sobie zadowolona w bałaganie przerabiając niedoszłe śmieci na rzeczy niekoniecznie mi potrzebne. Chyba więc nie potrafię sprzątać i "śmieci" zwyciężą. Oczywiście zawsze znajduję jakieś usprawiedliwienie dla mojej mani zbieractwa bo gdy potrzebny jest jakiś drobiazg to z reguły ja to mam albo mam coś podobnego. Kleje, narzędzia, sznurki, podkładki, sprężynki to wszystko też się znajdzie w moich pudełkach i gdy jest potrzebne to moi chłopcy bez namysłu przychodzą do mnie jak do marketu budowlanego. Trzeba przedłużyć spodnie wnuczka? Proszę bardzo szmatka w odpowiednim kolorze z pewnością leży w pudle. Trzeba zamaskować małą dziurkę ? Mała naszywka dopasowana kolorystycznie też się znajdzie. Rozkleiły się buty - nie ma sprawy kilka rodzajów kleju też mam. Niby wszystko fajnie a jednak zastanawiam się czy tego aby nie należy leczyć?
A może Wy też tak macie? Nie wiem czy mnie to pocieszy ale zawsze będzie mi raźniej , że nie ja jedna zostałam pokonana przez "śmieci".
Zanim jednak wpadnę po raz kolejny w czarną rozpacz patrząc na stosy właściwie niepotrzebnych mi rzeczy które mnie straszą swoją ilością pokażę Wam co powstało w wyniku ostatniego "sprzątania".
Zanim jednak wpadnę po raz kolejny w czarną rozpacz patrząc na stosy właściwie niepotrzebnych mi rzeczy które mnie straszą swoją ilością pokażę Wam co powstało w wyniku ostatniego "sprzątania".
Ścinki dzianiny pozostałe po szyciu sukienki ( niektóre były naprawdę malutkie) zyskały nowe życie jako kwiatki. Szmatki były niepotrzebne, kwiatki też są niepotrzebne ale przynajmniej nie są "śmieciami".
Resztę "śmieciowych" rzeczy pokażę następnym razem jak już mi się uda je utrwalić na fotografii.
Subskrybuj:
Posty (Atom)